wtorek, 29 listopada 2011

Oblicza Katmandu

 
Tak sobie siedzę w Warszawie. Żaden wyjazd się nie kroi. Zimy nie ma. Złota jesień odeszła. Postanowiłam sobie trochę powspominać dawne czasy, kiedy to byłam w Nepalu. Tym razem napiszę parę słów na temat stolicy tego kraju Katmandu. Jest to bardzo ciekawe miasto. Nie pozostawia nikogo obojętnym wobec siebie. Można je pokochać albo znienawidzić. Pozytywna strona Katmandu to fakt, że jest to miejsce zupełnie odrębnej kultury od naszej. Można poznać dużo ciekawych rzeczy niespotykanych w Europie. Negatywną stroną jest brud i nędza. Nie każdy jest gotowy na taką dawkę bodźców pobudzających wszystkie zmysły. Dla mnie Katmandu jest przepięknym miastem. Od razu się w nim zakochałam. Jest przebogate w zapachy, kolory, dźwięki.


 Od dawna utożsamiałam to miejsce z bazą wypadową w Himalaje i to też spowodowało, że przyjechałam do niego z pozytywnym nastawieniem. W Katmandu rozpoczyna się przygoda z najwyższymi górami świata. Wszyscy himalaiści i trekkerzy tu mają początek swojej drogi w góry. W dzielnicy Thamel, nazwanej „gettem białych” znajduje się mnóstwo hoteli, restauracji, sklepów z odzieżą i sprzętem sportowym.

Jednak Katmandu to nie tylko sklepy i hotele. To przede wszystkim duże miasto, stolica kraju. Założone w 723r przez króla Guanakama Deva. Leży w rozległej zielonej dolinie na wysokości 1350mnpm. Miasto ograniczają rzeki Vishnumati i Bagmati. To wspaniałe muzeum kultury azjatyckiej. Przebogate w skarby architektury.



 




W Katmandu znajduje się wiele świątyń hinduistycznych oraz buddyjskich. Najważniejsze z nich to  Swayambunath, Pashupatinath i Bodnath. 




Swayambunath to zespół świątyń i stup położony na szczycie wzgórza. Dumnie króluje nad całym miastem. Na szczyt prowadzą strome schody wśród lasu.




W lesie jak również wśród świątyń biega mnóstwo małp. Trzeba uważać na nie, bo bywają złośliwe. Nie raz zdążało się, że małpy pogryzły ludzi albo ukradły im torbę lub aparat fotograficzny.



Centralne miejsce w Swayambunath zajmuje stupa, która jest jedną z największych w Nepalu i liczy sobie 2000lat. Wokół stupy stoi kilka mniejszych świątyń hinduistycznych i klasztor buddyjski. Jest to miejsce, w którym współistnieją te dwie religie, wzajemnie sobie nie przeszkadzając.





Miałam wielkie szczęście znaleźć się w Katmandu w sobotę. To dla hinduistów takie święto jak dla nas niedziela. Dzięki temu mogłam obserwować świąteczne obrzędy w świątyniach. A jest co oglądać. Ludzie zbierają się całymi rodzinami na dziedzińcach świątyń.



  
Zabierają ze sobą naczynia z jedzeniem. Wszystko jest barwione na czerwono specjalnymi farbkami a potem palone na ofiarę dla bogów.





Wszędzie pełno dymu. Zapach gryzący. Oczy mocno pieką. Trudno oddychać. Niemniej jednak jest to bardzo miłe wspomnienie. Cudownie popatrzeć na uśmiechnięte twarze ludzi, z których bije miłość do swoich bliskich.







Obrzędy religijne związane są jednak nie tylko z miłym rodzinnym świętowaniem w każdą sobotę. Do świątyń ludzie udają się także, aby wspólnie pożegnać zmarłych. W świątyni Pashupatinath odbywają się pogrzeby według obrządku hinduistycznego. Świątynia położona jest nad rzeką Bagmati, która odgrywa kluczowa rolę w tych obrzędach. Bagmati jest dopływem Gangesu i także uznaje się ją za rzekę świętą. W niej obmywają się pielgrzymi, do niej wrzucane są szczątki zmarłych.


Oczywiście tak samo jak w Varanasi w Indiach nigdy nie było mowy o tym żeby powodowało to jakieś zarazy czy zakażenia.




Rytualne palenie zwłok zależne jest (jak wszystko w społeczności hinduistycznej) od zamożności rodziny i przynależności do kast. Pogrzeby najbogatszych odbywają się z największą pompą. Na brzegu Bagmati zbierają się tłumy ludzi, aby obserwować uroczystość.



 
Zmarły kładziony jest na drewnianych noszach na kamiennym cokole. Jego zwłoki obsypywane są kwiatami. 




Rodzina żegna się ze zmarłym i następuje podpalenie stosu. Zwłoki zazwyczaj palą się 2 do 3 godzin. Przez cały ten czas bliscy i znajomi czekają w specjalnych pomieszczeniach. Po zakończonej kremacji szczątki spłukiwane są wodą do Bagmati. A w rzece czekają konsumenci…
W taki to sposób człowiek łączy się z wszechbytem, aby znowu powrócić w innym wcieleniu. W czasie całej uroczystości wszędzie dochodzi gryzący dym ze stosów.





 



Dla mnie było to trudne przeżycie, ale jakże ciekawe i ubogacające. W takich chwilach człowiek popada w zadumę nad sensem swoich poczynań. Wszędzie się goni, walczy o coś, pożąda różnych rzeczy… Potrzebnie? Z drugiej strony skoro dostaliśmy zmysły do podziwiania świata to czemu tego nie robić? OK. Robić, tylko zachować równowagę we wszystkim. Między być a mieć.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz